173


Pozdrawiam wszystkich czytających i życzę wielu sukcesów w nadchodzącym roku.
A.

Na progu domu powitało Inę dwóch mężczyzn, którzy byli u niej poprzedniej nocy. Przez chwilę walczyli na spojrzenia z dziewczyną, ale ta szybko spuściła wzrok. Myślała tylko o tym, by dostać się do łóżka. Próbowała ich zignorować, ale jeden z nich chwycił ją za ramię.
- Dokąd idziesz? Przecież mówiliśmy że możesz zostać tylko na noc.
Ina wyrwała sie odruchowo. Nie rozumiała całej tej sytuacji. Nie znała tych mężczyzn, ani nie miała pojęcia, czego od niej chcą. Nie planowała się dowiedzieć.
- To mój dom. Nie macie prawa tu przebywać!
- Słuchaj, mała! Właściciele tego domu opuścili go. To, że znalazłaś klucz, nie oznacza, że należy on do ciebie.
Mężczyzna chwycił ponownie Inę. Nie mogła się wyrwać, więc dotknęła go chora ręką i skupiła cienista energię, by go odepchnąć. Gdy ból wypełnił każdą komórkę jej dłoni, natychmiast pożałowała swojej decyzji.
- Ty mała... - Drugi elf sięgnął do miecza, ale go nie wyciągnął.
- Teraz stąd odejdziecie. Jeżeli chociaż raz was zobaczę niezaproszonych na moim ganku, pożałujecie.
- Czy to dziecko właśnie nam grozi, kolego?
- Tak mi się zdaje, kolego.
Ina zacisnęła powieki, gdy ból ręki przypomniał jej o sobie. Nie potrafiła się skupić na wymianie zdań, która toczyła się tuż przed nią.
- Odejdźcie - powtórzyła cicho. - Dopóki panuję nad sobą.
- Nie rozumiem, czemu w ogóle uparłaś się na ten dom. Niedaleko mieszka moja narzeczona, to dobra kobieta. Na pewno znajdziesz u niej nocleg, nie musisz włamywać się do…
- Do domu twojego przyjaciela, którego imienia jeszcze wczoraj nie pamiętałeś? - zapytała chowając obolałą rękę za plecy. - Nie chcecie po dobroci, mi nie zależy…
Inarea wyciągnęła przed siebie zdrową dłoń i zaczęła formować na niej kulę cienia.
- Mag? Musiała prysnąć z akademii.
Mężczyźni nie przejęli się tym, co działo się tuż przed ich oczami. Nie bali się jej, mimo że właśnie strach chciała w nich wywołać. Była jednak zbyt rozkojarzona, by to zauważyć.
Wyższy z elfów doskoczył do Iny i położył dłoń na zaklęciu, które formowała. Kula w jednej chwili rozpłynęła się w powietrzu.
- Zamet! Nie powinieneś…
- Tutaj i tak praktycznie nikt nie ma większej mocy magicznej od chomika, nie licząc tej zielarki. Wątpię, by ona była w stanie mnie wyczuć. Nie nauczyli cię tego jeszcze, prawda? - ostatnie zdanie wypowiedział do dziewczyny.
Odruchowo pokręciła głową. Robiła tak w reakcji na każde pytanie, czy ktoś ją czegoś nauczył. Biorąc pod uwagę zapał Erathiela do nauczania, w większości przypadków udzielała w ten sposób prawidłowej odpowiedzi.
- Wredni magowie. Nie chcą, by młodzi potrafili rozpraszać zaklęcia, które nauczyciele rzucają, by ich kontrolować.
- Magowie… - wyszeptała patrząc w oczy mężczyzny, które stał tuż przed nią.
- Tak, ci z akademii, od których uciekłaś. Wiesz, mógłbym cię nauczyć paru sztuczek, o ile byś mi pomogła.
- Zamet… - Drugi z elfów podszedł i potrząsnął ramieniem kolegi. - To jest bardzo zły pomysł.
- Tak samo, jak używanie mojego imienia, przyjacielu.
- Młoda nas nie zna, to widać wyraźnie. Nie ma to więc najmniejszego znaczenia…
- Was nie… ale znam Oughesstai, córkę grabarza - wyszeptała i oparła się plecami o ścianę.
Towarzysz maga zamilkł, ale drugi z elfów nie tracił rezonu.
- To dobrze, znajomości są pomocne…
- Powinniście jej posłuchać i odejść - stłumiony głos dobiegł z wnętrza domu. Przemówił do nich po elficku, ale z bardzo dziwnym akcentem. Przybysze wymienili ze sobą zdezorientowane spojrzenia.
- Nie mam siły, by cokolwiek zrobić…
Nie martw się, mała Ino, ja się tym zajmę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz